PGD – Czy sierpień będzie szczęśliwy?

Tak sobie piszę tego bloga i pchnie mi się zawsze takie zdanie – moja historia to nie jest „Gra o Tron”. A przynajmniej chcę w to wierzyć. Z pozoru nie jestem pesymistyczną osobą. Uśmiecham się często, spełniam w życiu ostatnio (w końcu wiem co chcę robić). No i  mam siłę aby walczyć dalej. Ale jak czytam naszą historię zamieszczoną tutaj, to myślę że pewnie nikt tak pesymistycznej historii nie chciał by wydać ;).  Teraz wiem już jak to działa. Cały proces regeneracji po stracie. Na początku jest taki ból, rozczarowanie i złość. Człowiek czuje, że nie ma już sił aby przechodzić to ponownie. Chce się to wszystko rzucić, uciec od tego. Ale potem się wraca, nie wiem skąd przychodzą kolejne siły, że można jeszcze raz i jeszcze…

Oczywiście po takim wyniki skontaktowaliśmy się kliniką aby zapytać co się stało. Generalnie moje komórki były za słabe. Nie dał rady tego uciągnąć. Lekarz zalecił mi więcej witamin i suplementów. Na początku wcale to do mnie nie przemawiało. Niby co tam jakieś witaminy mogą pomóc. Ale po dobrych radach pod wpisem PGD – Podejście drugie, postanowiłam sprawdzić poziom witaminy D. Otrzymałam wynik 83,7 nmol/l (granice normy 50-150). No czyli wynik w normie, ale co tam będę się suplementować skoro lekarz kazał. Postanowiliśmy, że kolejne podejście zrobimy w sierpniu 2017. W czerwcu pojechałam już po leki, mąż akurat znowu popłynął w rejs. Brałam już wtedy witaminę D 5000 j. od około 2 miesięcy, chciałam sprawdzić czy to ma sens. Wynik 43,9 ng/ml (od 30-100 ng/ml jest w normie). I wtedy zwróciłam uwagę, że są inne jednostki. Postanowiłam przeliczyć wynik z Islandii, a tam wyszło 33,5 nmol/l (na początku wyszło mi 26, ale znalazłam zły przelicznik). Bardzo mało, ledwo ponad normę, a na pewno za mało dla IVF! A już po 2 miesiącach udało się ponieść o 10. Nie mówiąc o tym, że zaczęłam się o wiele lepiej czuć. Zauważyłam też, że Islandia ma obniżone normy. U nich niedobór zaczyna się poniżej 20ng/ml !!! Będę sprawdzać poziom witaminy D za jakieś 10 dni. Będzie to już prawie 4 miesiące suplementacji, ciekawe co mi wyjdzie.
Ale ta jedna rzecz pozwoliła mi uwierzyć, że może lekarz miał rację. Mój organizm po Islandzkiej zimie był kompletnie wyjałowiony. Szczególnie, że listopadzie po całym lecie, wyniki był dużo lepsze.

Zatem nowy plan to poprawić stan mojego organizmu.
Zaczęłam się odchudzać, bo znowu skończyłam z wagą 82 kg. Najpierw próbowałam sama, schudłam 2 kg i już nic więcej. W dodatku źle się czułam. Zaczęłam szukać pomocy u specjalisty, trochę to potrwało. Na początku trafiłam na bardzo niekompetętną osobę, która w ogóle nie szanuje czasu innych. Ale w końcu udało się znaleźć kogoś rozsądnego i aktualnie chudnę około 1 kg na tydzień. Mam już 76kg, wiem że nadal to nie jest najciekawszy wynik, ale staram się. W listopadzie ważyłam tyle samo i było dobrze. Nie wiem jak będę chudnąć od momentu przyjmowania zastrzyków. Może się wszystko zatrzymać, albo zacznę tyć. A może jednak waga będzie dalej spadać. Ważne, że wiem iż dieta działa i będę się jej trzymać.
Kolejny krok witaminy i suplementy, aktualnie każdego dnia przyjmuję:

  • Glukofage 1500mg – to na moją insulinooporność, przyjmuję już kilka dobrych lat. Dawniej brałam czystą metforminę, ale to działa lepiej, skończył mi się ciągłe rozwolnienia.
  • Koeznym Q-10 200 mg
  • Magnez B6 z chelatem 60 mg
  • Kwas foliowy 5mg
  • Wapno 1000 mg – to akurat aby poprawić stan kości
  • Witamina E 400 mg
  • Witamina D3 5000
  • L-karnityna 1500 mg
  • DHEA 50 mg

Mąż też dostał zalecenia aby brać:

  • L-karnityna 1500 mg
  • Witamina C 1000mg
  • Selen + cynk

W czerwcu ustaliliśmy z lekarzem stymulacje. Tym razem zaczynam mocno. Przez pierwsze 4 dni mam dostawać 300 jednostek menopuru, potem przez kolejne 4 po 225. Trochę mnie takie dawki przeraził. Ale lekarz przekonał mnie do takiego działania. Podobno pomimo wysokiego AMH, mój organizm zaczyna się uodparniać na stymulację.
Dodatkowo równolegle przechodzę badania mające na celu sprawdzić czy mój organizm w jakiś sposób nie zwalcza zarodków. Chcę wiedzieć przed transferem, że jestem w pełni gotowa i sprawdziliśmy wszystkie ewentualności.

Mamy taki plan, że to nasza ostatnia stymulacja i niech się dzieje co chce. Uzyskamy łącznie 6 zarodków? Super, zbadamy je i zobaczymy co dalej. Nie uzyskamy wymaganej liczby? Zbadamy to co mamy. Co jak nie będzie zdrowych zarodków? Będziemy próbować naturalnie. To będzie dla mnie najtrudniejsza decyzja. Ale nie możemy wiecznie jeździć po klinikach, kiedy mój zegar tyka. Moja płodność obniża się po każdej stymulacji. Od 5 lat ciągle wałkujemy ten sam temat. Całe życie układamy pod In Vitro. Wiem jaki cel przyświecał mi na początku tego bloga. Jak ważne było dla mnie zdrowie naszego dziecka. Ale nie przypuszczałam, że będzie to tak ciężka i nie równa walka. Przychodzi taki moment kiedy trzeba się poddać. Kiedy 2 lata temu byłam w ciąży szukałam informacji o kuracji leczenia mojej choroby jeszcze w okresie ciąży. Nawiązałam kontakty, wyniki są obiecujące. Moja choroba nie jest śmiertelna, nie wymaga całodobowej hospitalizacji, nie powoduje upośledzenia umysłowego. Da się żyć, ja jestem przykładem. Są złamania i jest ból. Ale medycyna poszła do przodu od czasu gdy ja 35 lat temu zwiedzałam szpitale. Poza tym, znam te chorobę, wiem z czym to się wiąże. A i tak mamy 50% szans, że uda nam się mieć zdrowe dziecko. Oczywiście nadal walczę. Ale tak jak wspomniałam na początku tego wpisu, 5 lat ciągłych niepowodzeń, każdy może mieć dość.

Na razie jesteśmy dobrej myśli. Czuję się świetnie, mąż na morzu. Jak wróci to się pakujemy i jedziemy. Jest taki plan, że powinno nam się udać po pick-up pojechać na zasłużone wakacje. Pierwsze od 6 lat!!! Ostatnie to był nasz miesiąc miodowy. Marzą nam się jakieś ciepłe kraje, z błękitną wodą. A dalej marzę sobie, że wrócimy z tych wakacji i pójdziemy przed wyjazdem na Islandię spotkać się osobiście z embriologiem (żadnych telefonów z kliniki na urlopie!!!). I dowiemy się, że udało się i przebadali zarodki i są zdrowe do podania. A wtedy będziemy organizować transfer w listopadzie (bo w październiku znowu mąż płynie w rejs).
Coraz więcej osób w moim otoczeniu, które razem ze mną dzielnie walczyły o dziecko osiąga swój upragniony cel. Da się, to można zrobić. Czasem to takie przewrotne, miesiąc przed osiąga się samo dno i człowiek traci nadzieję. Aż nagle się udaje i wszystko co przeszłe jest jak zły sen.

Jest taka piosenka. Zawsze ją bardzo lubiłam. Od roku reaguję na nią dość emocjonalnie, ale to pozytywny utwór. Taki motywujący. Dziś rano zrobiłam sobie pierwszy zastrzyk z Gonapeptyl Daily, przede mną 2 tygodnie wyciszania jajników. 25 sierpnia mamy samolot, 26 w sobotę coś będziemy wiedzieć.

2 myśli nt. „PGD – Czy sierpień będzie szczęśliwy?

  1. Ściskam mocno kciuki 🙂 aby tym razem udało się i było więcej zarodków. My też już długo walczymy…czasami brak sił… rozumiem Cię doskonale. Trzeba być jednak dobrej myśli. Wszystko przed Wami.

Skomentuj ~olga82 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *