Sierpień już się skończył, my też już mamy za sobą kolejny etap leczenia. W dodatku udało nam się pojechać na te zasłużone wakacje. Ale zacznijmy od początku.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam rozpiskę leków do stymulacji to włosy stanęły mi dęba. Przeraziły mnie tak spore dawki. Ale czułam się podczas zastrzyków całkiem dobrze. Wyjątkowo mało skutków ubocznych. Myślałam wręcz, że może nic się nie dzieje i nic nie rośnie na jajnikach. Pierwsza wizyta jednak zupełnie rozwiała moje obawy. Estradiol wynosił prawie 3000 a pęcherzyków było około 11, był to 9 dzień stymulacji sobota. Po przejrzeniu wszystkich danych lekarka, która nas przyjęła ogłosiła, że pick-up będzie już w poniedziałek. My zaskoczeni, że jak to tak szybko, to się tak da? Zazwyczaj moje stymulacje trwały 2 tygodnie. Cieszyliśmy się, bo zyskaliśmy cały tydzień wolnego, ominęły nas ciągłe jazdy po Polsce do Gdańska i z powrotem. Wróciliśmy do wynajmowanego lokum i spędziliśmy uroczy weekend nad morzem.
W poniedziałek wszystko przebiegło sprawnie i bardzo planowo. Pobrano 15 kumulusów. Co ciekawe przestało nas to kompletnie obchodzić czy mocno dotykać. Trochę to dołujące doświadczenie, że dopiero po przebrnięciu przez tyle stymulacji człowiek zdobywa taki dystans i spokój. Przed powrotem do domu mąż namówił mnie jednak na telefony z kliniki o stanie zarodków.
Udało nam się kupić wakacje! Cały tydzień na słonecznej Krecie. Dokupiliśmy dodatkowe ubezpieczenie gdybym jednak źle się poczuła i trzeba by wycieczkę odwołać. Cały czas się obserwowałam, brzuch bolał mocniej niż zazwyczaj, ale pod koniec tygodnia wszystko zaczęło się uspakajać. I po woli zaczęliśmy się pakować :).
Pierwszy telefon z kliniki był w 2 dobie. Z pobranych 15 kumulusów, uzyskano 13 dojrzałych komórek, 10 się zapłodniło, na 2 jeszcze oczekiwali, jeden zdegenerował. W 3 dobie było 10 zarodków, 4 osmiokomórkowe, 2 sześciokomórkowe i 4 z kilkoma komórkami. Następnie czekała nas przerwa w telefonach z kliniki, bo akurat zaczynał się weekend. Ostateczny telefon miał mieć miejsce w poniedziałek i to już z informacją z ilu zarodków pobrano materiał.
My wyruszyliśmy na zasłużone wakacje. Temperatura na Krecie mnie z początku przeraziła. Jednak lata życia na Islandii zupełnie odzwyczajają od takiej aury. Zatrzymaliśmy się w uroczym hotelu na wzgórzu. Byliśmy zachwyceni, nie mieliśmy żadnych oczekiwań. Cieszyliśmy się, że jesteśmy razem.
W poniedziałek przyszedł czas na ostatni telefon. Uzyskano „tylko” 2 zarodki, dwie blastocysty 5BC. Skończyliśmy rozmawiać z laboratorium i… no właśnie i co dalej. Nie była to zła wiadomość, bo coś mamy. Ale cieszy też się nie mamy z czego, bo są tylko 2. Kiedy jeszcze w 3 dobie były 3 zarodki klasy A, bardzo dobrze rokujące. Oczywiście łącznie zarodków znowu było za mało, potrzebujemy 6. Nie wiem czemu tak się stało, nie rozumiem czemu spadła jakość. Ale doszliśmy z mężem do wniosku, że postępujemy tak jak ustaliliśmy wcześniej. Na ten moment to już po prostu koniec, chcemy zbadać te 5. Czuliśmy się przytłoczeni, nie wiadomo jak poradzić sobie z taką informacją. Płakać, no ale jak – przecież coś jest… Cieszyć się, niby tak ale co się stało, że są tylko 2…
Dalej cieszyliśmy się wakacjami. Mnie raz śniły się okropne koszmary. Widziałam nasze dziecko, małego chłopca który stał na drodze i nie chciał się do mnie odwrócić. Staraliśmy się nie myśleć o leczeniu. Jednak w drodze powrotnej coraz częściej myśli zaczęły powracać. W końcu wyznałam mężowi, że straciłam nadzieję, iż coś z tego będzie. Dawnej na początku naszej drogi, bałam się bardzo, że się nie uda. Z tego powodu przecież udałam się do psychologa. A teraz czuję, że to już nie jest strach. Po prostu już brak mi sił. Ile razy staram sobie wyobrażać pozytywne rozwiązanie kolejnego etapu, tak za każdym razem dostajemy od życia bardzo gorzkie doświadczenia. Gdybyśmy sprawdzali tylko zarodki pod kontem mojej choroby to była bym spokojna, na 5 na pewno będą zdrowe. Ale co z pozostałymi mutacjami? Niby nie mam 35 lat (zostało mi jeszcze kilka miesięcy), jesteśmy zdrowi, nie było chorób genetycznych w rodzinie. Ale często słyszę jak wiele zarodków po zbadaniu jest chorych pomimo podobnego stanu zdrowia partnerów. Po prostu nie ma już w we mnie woli walki. Wręcz zaczynam planować starania naturalne. Przeglądałam dzisiaj suplementy i stwierdziłam, że się przecież jeszcze przydadzą…
Chciała bym jeden zdrowy zarodek, podobno potrzeba tylko jeden. Po woli wszystkie wyniki pod kontem immunologii jakie mi lekarz zalecił są gotowe, wszystko jest w normie. Czyli chyba nie zwalczam zarodków.
Mam nadzieję, że może w końcu zamieszczę tu jakiś pozytywny wpis. Może po prostu dopada mnie depresja po wakacyjna. W piątek przed wylotem jedziemy do kliniki aby zmienić zapis w zgodzie na PGD. Bez tego nie zaczną badać naszych zarodków. Wyniki mają być max. po 2 tygodniach roboczych, zazwyczaj są gotowe w 2 tygodnie kalendarzowe. Powinnam coś wiedzieć na początku października.
Jak juz kiedys pisałam pgd robilismy w brukseli – uz brussels, ze względu na translokację zrównoważoną.
nasz jedyny zarodek jaki dotrwal do testowania okazal sie zdrowy i …na dodatek podzielil sie. aktualnie jestem prawie 27 tygodni w blizniaczej ciaży. wszytsko jest możliwe. wysylam duzo pozytywnych mysli i powodzenia.
Cudne wieści 🙂 Staram się jakoś pozbierać i popatrzeć na to pozytywnie. Ale bliźniaków to ja bym nie chciała 😉 Tylko ze względu na możliwości mojego ciała 🙂
Od pewnego czasu czytam Twojego bloga. Jesteście bardzo silni i cierpliwi. Wierzę ze niedługo los sie uśmiechnie i będziecie tulic swoje zdrowe dzieciątko. Życzę Wam wszystkiego dobrego