PGD – Wyniki

Wyniki miały być koło 3 listopada. Jednak kilka dni po tym wpisie dostałam maila z kliniki, że właśnie zaczęli już badać zarodki. Zatem kwestia około 2 tygodni i poznamy prawdę. Po półtorej tygodnia (tj. wczoraj) czerwone kropki na liście wyników stały się zielone. Niestety aktualnie mój mąż przebywa na oceanie. Miał wrócić w niedziele. Zatem postanowiłam nie odczytywać wyników do tego czasu. Strach przed tym był ogromny. Czytaj dalej

PGD – Czy sierpień będzie szczęśliwy?

Tak sobie piszę tego bloga i pchnie mi się zawsze takie zdanie – moja historia to nie jest „Gra o Tron”. A przynajmniej chcę w to wierzyć. Z pozoru nie jestem pesymistyczną osobą. Uśmiecham się często, spełniam w życiu ostatnio (w końcu wiem co chcę robić). No i  mam siłę aby walczyć dalej. Ale jak czytam naszą historię zamieszczoną tutaj, to myślę że pewnie nikt tak pesymistycznej historii nie chciał by wydać ;).  Czytaj dalej

PGD – Co było dalej w marcu

Nie wiem czy ktoś już z was odkrył tą zależność. Przestaję pisać jak coś idzie nie tak, albo nie dzieje się nic. Ostatni wpis zakończyłam dość pozytywnym akapitem, pełnym nadziei. Dalej czekały nas jednak wzloty i upadki. A historia nadal się nie zakończyła i brniemy dalej. Ale nadróbmy zaległości… Czytaj dalej

PGD – Podejście drugie

A zatem zaczęliśmy działać raz jeszcze. Nauczeni doświadczeniami z poprzednich wydarzeń. Nie wiemy na ile te założenia się udadzą, ale jesteśmy dobrej myśli.
Po leki pojechałam sama, gdyż mąż znowu (sic!) popłynął w morze, ale czy to źle? Która z was nie chciała by spędzić weekendu w otoczeniu galerii handlowych z całkiem fajnym stanem konta w banku??? No właśnie, było cudownie ;).

Czytaj dalej

PGD – Plan B

Jeszcze przed drugim transferem, właściwie to nawet nie pamiętam kiedy powstał plan B. Zakładał wykonanie minimum 2 (lub więcej) stymulacji hormonalnych w celu uzyskania jak największej ilości zarodków. Przebadanie ich w 5 dobie (!) w momencie kiedy osiągną stadium blastocysty. Następnie zamrożenie i przetransportowanie zdrowych do Islandzkiej kliniki, do której od kiedy się przeprowadziliśmy mam 8 minut drogi spacerem.  Czytaj dalej

PGD – Transfer drugi

Obiecałam, że kolejny wpis pojawi się po kilku dniach. Potem mój mąż wpadł na pomysł, żeby coś napisać, to postanowiłam się wstrzymać. W końcu nic nie napisaliśmy i już mamy luty.
Kiedy zakładałam tego bloga miałam sporo planów jak to będzie wyglądać. Z czasem się to jednak zmieniło i miejsce to jest raczej zarejestrowaniem całej naszej historii w staraniach o nowe dziecko. Nie wiem czy zamknę go kiedyś wstawiając zdjęcie szczęśliwego malucha czy zakończy się to inaczej. Będę dalej pisać, może to się komuś przyda. Czytaj dalej

PGD – lato w Polsce

Na Islandię zawitała wiosna. W Święta Wielkanocne wybraliśmy się na spacer brzegiem oceanu. Było ciepło, radośnie a w człowieku była nadzieja.
Dzięki raz rocznie wypłacanym pieniążkom z konta tzw. wakacyjnego, mieliśmy środki na kolejne podejście. Mierzyłam sobie co rano temperaturę, wypatrując „tego skoku”. Staraliśmy się też myśleć o tej kolejnej wycieczce jak o urlopie. Mąż planował wycieczki do lasu, ja rozmyślałam o godzinach spędzonych przy maszynie do szycia.
W końcu nadszedł ten dzień, temperatura znacznie wspięła się do góry a my mogliśmy kupić bilety. A zatem, raz jeszcze podchodzimy do PGD. Czytaj dalej

PGD – podejście pierwsze?

Na wstępie – wróciłam! Przepraszam za tak długi okres bez wpisów. Pracowałam jednak do końca września. Zaniedbałam tysiąc spraw. Ale czasem tak trzeba.
——————————————————————

Opuściliśmy Polskę i starałam się zająć życiem. Zbliżały się święta, dla mnie to zawsze ogrom pracy. Czasami udawało mi się zapomnieć o leczeniu i klinice. Ale im bliżej świąt i stycznia, tym częściej myślałam czy laboratorium wykonało swoje zadanie. Czytaj dalej

Zaczynamy PGD, czyli czekanie, czekanie i jeszcze raz czekanie…

Wyjazd do Polski w czerwcu, zaczęliśmy od ślubu naszych znajomych. Tak zainspirowaliśmy ich naszym, że postanowili zrobić powtórkę z rozrywki. I zatem: ten sam kościół, ten sam pałac, ten sam ksiądz, ten sam DJ (!!!), fotograf tylko inny był.
A potem pojechaliśmy do Warszawy. Byliśmy pod wrażeniem szybko jeżdżących pociągów (to nie jest ironia) i tego jak nasz kraj się zmienia. Do kliniki z dworca dosłownie rzut kamieniem. Chociaż spodziewałam się osobnego gmachu, nie 2 pięter w jakimś starym wieżowcu. Czytaj dalej